Data Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych nie została jednak wybrana przypadkowo. To właśnie 1 marca 1951 roku w więzieniu na Mokotowie wykonano wyrok śmierci na siedmiu członkach IV Zarządu Głównego Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość", tj. Łukaszu Cieplińskim, Mieczysławie Kawalcu, Józefie Batorym, Adamie Lazarowiczu, Franciszku Błażeju, Karolu Chmielu i Józefie Rzepce. Byli oni ostatnimi ogólnopolskimi koordynatorami "Walki o Wolność i Niezawisłość Polski z nową sowiecką okupacją".
Ziemia Frysztacka ma również swojego bohatera.
Jan Liszcz 1913 - 1999
Urodził się 1 stycznia 1913 r. w Matysówce, najstarszy z czworga rodzeństwa. Dzieciństwo
i młodość spędził w Rzeszowie. Po ukończeniu szkoły powszechnej i gimnazjum podjął studia prawnicze na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Po śmierci ojca na niego spadł ciężar utrzymania rodziny i podjął pracę w Państwowych Zakładach Lotniczych w Rzeszowie, gdzie pracował również w czasie wojny, zmuszony przez władze niemieckie, które przejęły zakład.
Od najmłodszych lat wykazywał duże zainteresowanie literaturą, był entuzjastą idei harcerskiej, którą wcielał w życie, pełniąc różne funkcje w organizacji, od zucha po harcmistrza, wyrażając ją
w wierszach, pieśniach i utworach scenicznych w myśl haseł lilijki harcerskiej ONC (Ojczyzna, Nauka, Cnota).
Podczas okupacji razem ze swoim najmłodszym bratem współpracował z AK. Realizując swoje młodzieńcze ideały po wojnie zaangażował się w działalność 1-ej Komendy WiN-u (Wolność
i Niezawisłość) w Rzeszowie (Jan Liszcz „Ryś” – kierownik okręgowej sieci propagandowej). To on, od wiosny 1946, nadzorował „Akcję O” (odpluskwiania), którą „Brygady Wywiadowcze” prowadziły równolegle z „terenówką” WIN. Zapłacił za to wysoką cenę – 8 lat ciężkiego więzienia we Wronkach z utratą praw obywatelskich na okres 5 lat. Świadectwo o zwolnieniu z więzienia otrzymał 8 listopada 1954 r. Wielka Amnestia z roku 1956 r. przyniosła mu zniesienie tej dotkliwej kary i co najważniejsze, skreślenie z listy skazanych. Mógł więc porzucić ciężką fizyczną pracę placowego w tartaku we Frysztaku i przyjąć stanowisko urzędnicze, zgodnie z wykształceniem i możliwościami zdrowotnymi, już jako pełnoprawny obywatel, w Jasielskich Zakładach Przemysłu Terenowego, gdzie pracował do emerytury.
Podczas śledztwa i odbywania kary stosowano wobec więźnia najprzeróżniejsze środki przymusu
i terroru. Do najdotkliwszych należało zamknięcie więźnia na 6 miesięcy w celi pojedynczej, równocześnie pozbawiając go okularów, co, przy jego słabym wzroku, czyniło go całkowicie bezradnym, tracił orientację w celi. Z tego okresu (1951 r.) pochodzi „Rapsodia tatrzańska”, którą tworzył i utrwalał w pamięci, a która była alegorią jego dramatycznego położenia, ale i nadzieją na odmianę losu i zwycięstwo idei, której był wierny. Za swoją działalność przyjęty został do Związku Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego i nadano mu Krzyż Więźnia Politycznego za lata 1939-1956.
W marcu 1999 r. dobiegł kres życia pana Jana Liszcza. Na cmentarzu we Frysztaku popłynęła pieśń śpiewana przez całe pokolenia harcerzy na apelach: ”O Panie Boże, Ojcze nasz...”; żegnali wielkiego człowieka i patriotę licznie przybyli na pogrzeb dawni koledzy, przyjaciele, druhowie, współtowarzysze konspiracji i pracy, społeczność frysztacka.
I tutaj spoczywa po swoim pięknym, bogatym, ale i ciężkim życiu. Z daleka widnieje metalowy, ażurowy krzyż przypominający ten z Giewonu, – „Krzyż – Dobra Nadzieja”, a wokół niego wznoszą się kamienie piaskowca jak szczyty gór, które tak ukochał.
![]() | ||
Wykonana z chleba, pościeli, bielizny i szczoteczek do zębów przez Jana Liszcza, skazanego na 8 lat ciężkiego więzienia za przynależność do WIN. |
Do moich gór
Kiedy mą duszę przeżarł ból, rozpaczą zatruł jaźń mą całą –
to wasze piękno, góry me, mym odrodzeniem z zła się stało.
Bo kiedy wieczną ciszą, snem, spokojem mnie wabiła śmierć –
przed duszą Zawrat się objawił - Granaty – Rysy – Orla Perć –
i zatęskniłem z wszystkich sił, aż przesłoniłem w sercu mrok
i film wspaniałych włóczęg mych rozjaśnił wspomnień czarem wzrok.
I dnia pewnego wstałem znów z plecakiem, z laską - stary druh –
poszedłem błądzić ciałem tam – gdzie od tak dawna błądził duch.
Po skał krawędziach w złote dni, ponad Dunajca skrzącą toń,
poprzez Pieniny wędrowałem, na białych szczytów dumną skroń –
i tam zmarł we mnie duszny mrok i w sercu nowy zalśnił wschód
i uwierzyłem w cud istnienia przez waszych skał i regli cud!
Nad smutków cierpień chmury złe – nad rozszalałych losów wiatr –
wyrosłem duchem w wiary blask – jak w słońce wzrosły szczyty Tatr –
z letargu wstała dusza ma – ożyło serce me i ciało –
to wasze piękno, góry me, mym odrodzeniem z zła się stało …
Jan Liszcz
Rapsodia tatrzańska
I
1. Tatry moje, w strzelistej ciszy wierchów śniące
swój sen wieczności pod niebem wysokim,
gdy w turniach płonie świtem purpurowe słońce
i rozkwitają smużne, rozlśnione obłoki
tęczowymi łanami na błękitów łące,
wrosłej na horyzoncie w granatowe stoki.
2. Tatry moje! potężne, dumne i swobodne
jak bunt ziemi przeciwko uciskowi nieba,
co kryje szał orkanów w swej toni pogodnej.
O Tatry, zadumane w białych, śnieżnych źlebach,
rozmarzone w potoków i puszcz gędźbie zgodnej
rwące na strzępy wichry i burze w potrzebach!
3. Z szyderczej samotności mej więziennej celi
poprzez wzgardliwe kraty szukam was w oddali
jak los mój nieprzejrzany, ponury i ciemny
i widzę was na tęsknot wskrzeszającej fali
w oniemiającym pięknie i mocy promiennej,
która we mnie gmach smutku i goryczy pali.
4. Znów stoję wśród zielonych kosodrzewin chaszczy
nad głębią czarnych stawów w połyskach agatu,
ściskając wolne życie radośnie w swej garści!
Znów wspinam się na dzikie wiszary Zawratu
i idę Orlą Percią nad grozą przepaści
w samotnię Kozich Wierchów i spokój Granatów …
5. W jęku limb rozełkanych i zgiełku potoków,
brzegiem Morskiego Oka kryształowej misy,
przez spiętrzone zwaliska granitowych bloków
i czyhające groźnie skalnych ścian nawisy
wdzieram się po gładziźnie oszronionych stoków
na niebotyczne, nagie, poszarpane Rysy.
II
6. Z poniżeń i borykań młodości pochmurnej
harcerskimi szlakami szedłem w twarde życie
z wiarą skrzydlatą w siebie, w lotach marzeń górnych,
gdy pierwszy raz stanąłem w lęku i zachwycie
wśród zrąbanych gromami i burzami turni,
na najwyższym tatrzańskim, oblodzonym szczycie.
7. Piłem sercem moc orlą w halnych wichrów szumie
i wolność śmigłych kozic wśród pustki kamiennej
i miłość życia w skalnych szarotek zadumie …
I piłem duszą piękno jutrzenki promiennej,
drżącej jak wieczna lampa w mrocznym wierchów tumie,
w kadzidłach mgieł, w kopule niebiosów półciemnej …
8. W dziwnym rozmiłowaniu wracałem w doliny
w jakimś serdecznym czaru – uroku zawrocie,
z duszą wrosłą w krzesanic zręby i kominy –
I odtąd w jakiejś ptaków przelotnych tęsknocie,
rzucających wyraje dla swych gniazd rodzinnych,
stałem się wierny wierchom w granatów pozłocie.
9. Ilekroć pośród życia padałem w impasie
uczuć, myśli i woli, złamanych klęskami,
jak kwiaty ścięte gradem w rozkwitania krasie,
wciąż wstawałem, jak Syzyf, z dna rozpaczy samej,
dźwigając ciężar losu w nowych sił zapasie,
wytrysłych, jak Mojżesza źródło, nad skałami …
10. Najserdeczniejsze klęski, rany i tęsknoty
goiłem w szumie regli i głaźnym spokoju
grań, uskrzydlonych w turni porywiste wzloty.
I tam pojąłem piękno, czar i miłość Twoją
i z larwy mego serca wzbił się szczęścia motyl
nad pustką mej młodości w ubóstwie i znoju !
III
11. Przedzieram się jak niedźwiedź – samotnik przez bory
i przez zwarte zasieki puszczańskiej gęstwiny,
przez powalone w burzach starych drzew zapory
przez cierniste parowy i jasne kotliny,
gdzie w podchmurnych urwiskach czają się, jak zmory,
nienawistne, zdradzieckie, uśpione lawiny …
12. O, litewski kochanku bałtyckiej symfonii!
Z jakich dziwnych przeznaczeń gorzkiego nakazu
zbłądziłeś w ten kraj turni i głuchych ustroni,
Zmarzłych stawów i skalnych, zawrotnych przełazów,
gdzie za tobą szła górska śmierć, aby cię zgonić
w grzmocie hymnu z martwizny wyzwolonych głazów! …
13. Rozpłynął się szał mściwych skał wśród halnej głuszy –
i tylko się nad tobą zwarł kopiec kamienny
w niemą kaplicę twojej rozśpiewanej duszy …
Lecz w zmierzchach i świtaniach tatrzańskich płomiennych
wiatr akordami westchnień przytłumionych prószy
zadumanie nad tobą i smutek bezdenny …
14. W poszeptach mgieł i zgrzytach piargów na gór zboczach,
w głuchym, dalekim szumie puszcz rozkołysanych,
w śpiewnym gwarze potoków i siklaw w roztoczach,
w szlochach i wyciu wichrów, w huku skał strzaskanych,
w ryku lawin i gromów walących w omroczach
lecą w świat echa pieśni twych niedośpiewanych …
15. Bo geniusz, jak energia wszelka, nie umiera,
lecz wciąż się w nowe formy i byty przetwarza;
w serc i dusz rezonansach swą wielkość rozwiera
i lecąc w pokolenia budzi, przeobraża
myśl i serca i dusze wstrząśnięte i nieraz
wskrzesza siebie wcieleniem w nowego mocarza !
IV.
16. Znów wędruję wśród dolin, zalanych zielenią
jasnych łąk i w ekstazie rozmodlonych smreków,
gdzie po szarych uskokach strumienie się pienią
i samotnice – skały pleśnieją od wieków,
gdzie Frasobliwy Chrystus przysiadł na kamieniu,
dumając o robaku lichym i człowieku ….
17. Majestat rozjarzonych słonecznie granitów
i kwitnącej przyrody uroda dziewicza
pulsują we mnie deszczem cichego zachwytu …
płoży się we mnie jakaś pokora pątnicza,
gdy w zalewie światłości płynącej z zenitu
ponad wodogrzmotami stoję Mickiewicza.
18. Czy pomyślałeś Wieszczu, sterany w kłopotach
emigracji ginącej w tułaczki bezdrożu,
że twe imię grzmieć będzie w białych wodogrzmotach
pędzących po tatrzańskim barwnym gołoborzu,
po rozłogach kosówki i głaźnych wykrotach,
u stóp wierchów – olbrzymów, rozpartych w przestworzu?!
19. Że runiesz, jak wicher halny w swego ludu duszę,
wstrząśniesz z bezwładu serca i zapłodnisz mocą
prometejskiej miłości w dziejów zawierusze?!
I powiedziesz je z sobą nad niewoli nocą
ku Jutrzence Wolności wśród ofiarnych wzruszeń,
które je w Szczerbiec zwycięstw w bojach przeistoczy?!
20. Że z tobą Konradzie, ze wszystkich rozdroży,
jak te górskie potoki, rwące w świat daleki,
wszystkie siły narodu, których zło nie strwoży,
spłyną w nurt nieśmiertelnej zjednoczenia rzeki,
płynącej ku braterstwa wolnych ludów morzu,
w ojczyźnie odrodzonej, szczęśliwej na wieki?!
V.
21. Upojony przestrzenią, ziół i kwiatów wonią,
błądzę w cichy przedwieczerz po zgorzałych halach,
przez które stada owiec z senną monotonią
płyną gdzieś od przełęczy w biało-brudnych falach,
gdzie blaszane brzękadła głucho w pustce dzwonią
i pogłos pieśni długo skarży się w oddalach …
22. W miękkim mroku wieczornym, w okolu szałasów,
w zaczarowanym kręgu gorejącej watry
słucham bacowskich legend i klechd z dawnych czasów
i pieśni o Janicku, lecących za wiatrem
w ciche głębie zastygłych nad zboczami lasów,
w osnute mgłą doliny i w dalekie szatry.
23. Znów wstają z zapomnienia milczącej krainy
mocarni i jak orły drapieżni harnasie,
wiodący lud zbójników w bogate doliny,
w krakowskie i węgierskie dworzyszcza i zda się,
że w pieśniach nowym życiem wrą ich głośne czyny,
dokonane w zamierzchłym, niepamiętnym czasie …
24. Odblask wieków minionych i zbójnickiej sławy
iskrzy się żywym ogniem w juhaskich źrenicach
i giną gdzieś codzienne kłopoty i sprawy –
a wraca przeszłość, skryta w baśni popielnicach,
wizją zdarzeń przesławnych, echem bojów wrzawy,
płomieniem bohaterskich losów Perłowica.
Znów grzmią złote hejnały nad giewontską skałą,
w której lud zaklął siebie w sen Śpiących Rycerzy,
w niezmierzonej potędze pod pieczarą białą
czekających, aż zegar dziejowy uderzy,
aby powstać jak ducha ludzi zbrojne ciała
i wznieść sztandar wolności na epok rubieży!
VI
26. Znów patrzę w moc i dumę serc górskiego ludu,
który nie zgiął się nigdy pod jarzmem niewoli,
bowiem żył orlim życiem swobody i trudu,
w którym hardość i honor i męstwo zespolił
i nawet swych zbójników zachował od brudu
każąc im być rycerstwem gnębionych niedoli.
27. A kiedy chłopstwo w niżach żarła krwawa troska
pańszczyzny i tyranii wielmożów i dworzan,
stąd groźną żagiew buntu zniósł Napierski Kostka
by wzniecić na Podhalu wyzwolenia pożar –
a choć padł w ćmie przemocy – przeżyła go w piosnkach
idea rwania kajdan czerwona jak zorza!
28. Gdy zaś w ciche doliny wdarły się w rozboju
groźne, grabieżcze hordy szwedzkiego potopu,
lud porwał głaźne zbocza na obronę swoją
i rozgromił najeźdźców orężem cyklopów;
choć tylko król zdradzony wówczas sercem pojął,
że nad Polską szlachecką - wstaje Polska chłopów …
29. Jeszcze ostatnie echa powtarzają granie
pierwszego za ojczyznę zrywu halnych rodów,
w pamiętnym chochołowskim góralskim powstaniu,
przez które lud się stawał krwią serca narodu
i twórczą mocą w jego rozwoju i trwaniu,
przednią strażą postępu wiecznego pochodu.
30.Jeszcze wicher w skałach huczy bohaterską pieśnią
zbójników partyzantów, co w skrzydłach młodości
wynieśli krwawą Polskę z klęsk i zgliszczy września –
by w zmaganiach z potęgą germańskiej wściekłości
w płonącej Europie zbrojnie ucieleśniać
nieśmiertelne narodu prawo do wolności!
VII
31. O ziemio – obiecana poetów błądzących
w bezdrożach pustyń ducha z żagwiami idei,
w bojach serca o prawdę, o piękno i słońce
dla ludzkości zbłąkanej w zła i mroku kniei …
po klęskach i zwątpieniach znów odnajdujących
w śpiącej potędze wierchów – zarzewie nadziei !
32. Tu nawet żalnik nędzy i przekleństwa ziemi
z wiarą w człowieka śpiewał swe pieśni łabędzie
strofami ksiąg ubogich najpogodniejszymi –
i wpatrzony miłośnie w barwnych skał krawędzie
i w dumne wieże szczytów nad mgłami zwiewnymi
zasnął w pokoju serca i śni na Harendzie …
33. Cień jego jak duch dobry w zadumie wędruje
wśród turni i przełęczy i leśnych podgórzy
i w obłokach poezję białej ciszy snuje,
wytęsknioną za życia w krwawej nieszczęść burzy
i jak gazda niebieski rzewnie się raduje
rozkwitłym w pustce głazów krzakiem dzikiej róży ../.
34. Tu zapomniał o swoich dekadenckich żalach,
o nędzy nagiej duszy i bólu istnienia,
gorący bard i piewca skalnego Podhala,
gdy wmiłował się w groźną, dziką baśń z kamienia
i w pięknie jej ustroni zaklętych odnalazł,
jak źródło żywej wody, krynicę natchnienia.
35. Odklęciem swej poezji zbudził martwe skały,
rozśpiewał mgły wieczorne ponad przepaściami
i ponurych wąwozów spiętrzone rozwały.
Znów wskrzesił światy dziwów, skrytych pieczarami
i patos zapomnianej już zbójnickiej sławy
i legendę tatrzańską, omgloną wiekami …
VIII
36. Tu ongiś pierwszy piewca piękna naszej ziemi
zatrzymał swoje kroki w modlitwie zachwytu
pod chorągwiami szumnych limb, w mgłach rozchwianymi,
w cudnej, gotyckiej nawie podobłocznych szczytów,
przed witrażami jezior, urzekającymi
prześwitem barwnych toni i nieba błękitu.
37. Tu, zasłuchany w odlot romantycznych duchów,
szukał poeta – mędrzec przed światem ukrycia
w dolinie wielkich stawów, szumiących pieśń głuchą …
I w zadumie nad głębią wód, jaźni i życia,
budził płomieniem myśli w sercach młodych druhów
wolę szukania prawdy, aż do jej zdobycia !
38. Tu gorejąca sercem miłośnym jak słońce,
poetka - trybun wszystkich nędznych i skrzywdzonych,
żaliła się nad ludem , gdy w głodu miesiące
musiał iść na tułaczkę w obce chlebne strony,
skąd zawsze do hal wracał, stęskniony w rozłące
za wolnością niesytą w owsianiskach płonych.
39. Tu wzrósł z ciszy Roztopów i z ornego trudu
bojownik zbrojny myślą i orężem pióra
o lepszą, jasną przyszłość podhalnego ludu,
którego głód i nędza żarły w pięknych górach,
w czasach, gdy fałszowano chłopomaństwa złudą
zło społeczne i krzywdę wyzysku ponurą …
40. Tu ze swych lat bezgrzesznych przywędrował w końcu
czarnoksiężnik ludzkiego śmiechu i dobroci
i mag serc, co straciły baśń złudzeń krzepiącą;
ucząc tych, którzy żują swój los w złej zgryzocie,
księgami pisanymi myślą miłującą
sztuki radości życia i niedoli pociech …
41. Wśród poszarpanych turni, na obrywisk progach,
w żlebach, gdzie śnieg w zamrozie sterczy,
na sypiących się piargów jałowych odłogach
i w pustce obłąkanych, nadprzepastnych perci –
czuje się osobliwą, groźną bliskość Boga,
jak na granicy życia i zachłannej śmierci …
42. Lecz w tej chmurnej pustelni wierchów i krzesa ?????
duch mój znów się wyzwala z błądzeń i poniżeń,
którymi życie chciało zbrudzić go i zranić …
I znów wzlata w swej mocy młodzieńczej i chyżej
w szlaki nieskończoności bez miary i granic,
w swe święte perihelium we wieczności wirze!
43. I wyzwala się serce z dławiącej niemocy
i ścierpień zła, co wplotło świat w krew, łzy i męki
i z pesymizmu, który w nie goryczą broczył …
I wiem, że znowu na świat schodzi z gwiazd dalekich
słońcem miłości w odmęt nienawiści nocy
Ten – który jest pokojem i prawdą na wieki!
44. I choć w ponurej Babel dwudziestego wieku
ginie ludzkość rozdarta w sprzeczności ideach –
przede mną świt odwala głaz zwątpień daleko:
Wśród zórz wschodzi z Giewontu – Krzyż – Dobra Nadzieja!
Jan Liszcz